niedziela, 15 lutego 2015

04. "On musi mieć coś w sobie."

PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM, TO WAŻNE.

- Co... Dlaczego... - szepnęłam nadal będąc na wpół przytomna. Rozejrzałam się zamglonym wzrokiem, byłam w swojej sali. - Ja żyję. - Szepnęłam, a do moich oczu napłynęły łzy. Zamrugałam kilka razy powiekami, starając się ich pozbyć. Daj spokój Demi, to był tylko sen. Powtarzałam sobie w duchu.
- Byłaś strasznie blada, nie oddychałaś - szepnął Justin, a w jego głosie usłyszałam.. smutek? - mogłaś umrzeć. - Dokończył, oblizując usta i odsunął się ode mnie, siadając na brzegu łóżka Alice. Poczułam jak w moich oczach pojawiają się nowe łzy. A jednak. - Jak się czujesz? - Zapytał Justin. Spojrzałam na niego z wyrzutem po czym odwróciłam wzrok, wpatrując się tępo w sufit. Nie chciałam tu teraz być. Nie chciałam tu nigdy być. Jedyne o czym myślałam to pocałunek, od którego dzieliło mnie kilka cennych sekund. Pocałunek, który mógł zabrać mnie stąd na zawsze. - Demi, porozmawiaj ze mną. - Powiedział cichym, ale stanowczym głosem i usiadł przy mnie, na co odsunęłam się od niego i pokręciłam przecząco głową.
- Po co mam z tobą rozmawiać? Nie ufam ci. - powiedziałam po chwili, powoli odwracając głowę w jego stronę. Przez twarz szatyna przebiegł cień... smutku? Widząc to kontynuowałam. - Po tym co zrobiłeś ostatnio, nie mamy o czym rozmawiać.
Justin cicho westchnął i zmierzwił palcami swoje kasztanowe włosy. Sama chętnie bym to zrobiła.. Demi, stop - skarciłam się w myślach.
- Wybacz, po prostu przestraszyłem się widząc cie w takim stanie, to pierwsze co przyszło mi na myśl. - Tłumaczył się, wzruszając ramionami, na co tylko prychnęłam.
- Chcę zostać sama i gdyby to nie była moja sala sama bym wyszła. - Mruknęłam, brzmiąc chyba zbyt chamsko, ale cóż... Chłopak bez żadnego słowa wstał, kiwając tylko głową i skierował się do drzwi. Spojrzał na mnie ostatni raz przez ramię i wyszedł.

*

Cholera. O mały włos a by nie żyła. Ja pierdole. Jakim ja jestem idiotą. Ona była bliska śmierci, a ja teraz tak po prostu stamtąd wyszedłem. Od razu ponownie wbiegłem do sali i spojrzałem na leżącą na łóżku dziewczynę. Chciałem zawołać Elisabeth, właścicielkę szpitala, ale przypominając sobie słowa dziewczyny, która jak się niedawno dowiedziałem, ma na imię Demi, tylko kucnąłem obok niej i złapałem ją za ramię.
- Co do.. - urwała i odwróciła się w moją stronę, marszcząc brwi. Odetchnąłem z ulgą, czując się jakby kamień ważący tonę spadł właśnie z mojego serca.
- Nie mogłem cie tak tu teraz zostawić, otarłaś się o śmierć! - Niemalże krzyknąłem, wymachując rękoma. Nie wiedziałem co mam robić.
- Proszę, nie wzywaj nikogo, to tylko wszystko pogorszy. - Szepnęła, jakby czytając mi w myślach i spojrzała na mnie błagalnie. Po chwili zastanowienia kiwnąłem głową. Usiadłem na brzegu łóżka i spojrzałem jej w oczy, w których panował smutek i strach. Pochyliłem się odgarniając jej czarne włosy z czoła.
- Justin? Justin! Wszędzie cie szukam! - powiedziała Elisabeth, wchodząc do sali. Zmierzyłem ją wzrokiem, lekko marszcząc brwi. Miała na sobie wysokie, czarne kozaki na szpilkach i tego samego koloru spódnicę przed kolano. Założyła białą, dość przeźroczystą bluzkę, przez którą widać było jej czarny stanik. Usta miała pomalowane krwistą czerwienią, która dopełniała cały makijaż, który swoją drogą był dosyć.. mocny i wyzywający. To jest szpital, do cholery, myślałem, że obowiązują tu jakieś zasady. Przed chwilą jakąś blondynkę za pomalowanie ust błyszczykiem wyprowadzili ze świetlicy.
- Jestem tutaj, coś się stało? - Zapytałem wzdychając i podszedłem do kobiety. Włożyłem ręce do kieszeni i przejechałem językiem po dolnej wardze.
- Um, tak. Właściwie to chciałam, abyś pomógł w świetlicy zajmować się pacjentami. - Powiedziała z uśmiechem na ustach i obciągnęła koszulę w dół, poprawiając ją, odsłaniając przy tym rowek między piersiami. Spojrzałem na jej czyny i lekko się skrzywiłem.
- Już idę. - Powiedziałem i spojrzałem na brunetkę na łóżku. - Pójdziesz ze mną, Demi?
Elisabeth westchnęła teatralnie i założyła ręce na piersiach. - Wątpię, panna Lovato woli siedzieć sama w pokoju. - Burknęła. Ignorując to podszedłem do Demi i wyciągnąłem rękę w jej stronę.
- Chodź, będzie fajnie. - Powiedziałem, unosząc lekko kącik ust do góry. Dziewczyna złapała mnie za rękę niepewnie powoli siadając, a następnie wstała. Ścisnąłem delikatnie jej dłoń i gdy tylko słabo się do mnie uśmiechnęła, zrobiłem to samo. Cholera, miała piękny uśmiech.

*

Wpatrywaliśmy się w siebie nic nie mówiąc. Miał takie piękne, czekoladowe oczy, w które mogłabym wpatrywać się bez końca. Chłopak lekko się pochylił odgarniając włosy z mojego czoła, gdy do sali ktoś wszedł.
- Justin? Justin! Wszędzie cie szukam! - Elisabeth. No tak. Nienawidzę jej tak cholernie bardzo. Chociaż to chyba dobrze, że weszła akurat w tej chwili. Gdyby nie przerwała... Nie, nie pocałowalibyśmy się. To niemożliwa. Nie chcę.
- Pójdziesz ze mną, Demi? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos chłopaka. Spojrzałam na niego lekko marszcząc brwi, nie wiedząc o co chodzi.
- Wątpię, panna Lovato woli siedzieć sama w pokoju. - Mruknęła Elisabeth. Odruchowo zacisnęłam zęby i widząc wyciągniętą dłoń chłopaka w swoją stronę niepewnie go za nią złapałam, powoli podnosząc się z łóżka. Uśmiechnęłam się słabo co chłopak od razu odwzajemnił i splótł nasze palce wychodząc z sali i kierując się do świetlicy. Nie lubiłam tam chodzić w dzień, dziwnie się czułam przy tych wszystkich chorych ludziach, jednak z Justinem czułam się po prostu pewniej. Wiem, że nie znałam go prawie w ogóle. Wiem, że mógł okazać się zwykłym dupkiem, ale przecież pójście razem na świetlicę to nic takiego, prawda? Weszliśmy do pomieszczenia, a ja od razu skrzywiłam się słysząc krzyki innych ludzi. Wiedziałam, że są chorzy, ale niektórzy zachowywali się gorzej niż małe, kilkuletnie dzieci. Jednak czego spodziewać się po psychiatryku. Puściłam dłoń Justina i usiadłam na fotelu, najpierw wycierając go chusteczką. Wolę być ostrożna, ostatnio jakiś pacjent próbował się tu masturbować. Ugh, dość. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej, opierając podbródek na kolanach.
- Demi, jak dobrze cie tu widzieć - odezwała się jedna z terapeutek, Sophia. Była młodą kobietą, miała maksymalnie dwadzieścia pięć lat. - Martwiłam się o ciebie, chciałam cie odwiedzić, ale sama widzisz co się dzieje. - Westchnęła i oparła czoło dłonią wskazując na salę. Rozejrzałam się i skinęłam głową. Rozumiałam ją. Ja nie miałabym siły codziennie przez kilka godzin użerać się z tymi ludźmi. Byli tu wszyscy. Jedni za gwałt, drudzy za pobicie, trzeci byli nadpobudliwi a czwarci, w tym ja, mieli problemy z samoakceptacją, przez co głównie rozumiejąc- niedoszli samobójcy. Z tego co wiem, z tej ostatniej grupy jestem tu tylko ja, i jak się tylko mogę na razie domyślać, Alice. Była tu wcześniej Alex, ale opuściła to miejsce. Jak się pewnie domyślacie, poprzez samobójstwo.
- Tak, jest w porządku. - Odpowiedziałam tylko i spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem. Pomogła mi się tu zaklimatyzować, jako jedyna ze mną rozmawiała. Pierwszy tydzień był ciężki, ale teraz jest już lepiej. Wiem, że mogę na nią liczyć.
- Widzę, że podobasz się temu nowemu, Justinowi. - Powiedziała z uśmiechem na ustach i usiadła na oparciu mojego fotela.
- Nie, no coś ty. Między nami nic nie ma i nigdy nie będzie. Nic o sobie nie wiemy. Nie, nie jestem w jego typie. - Powiedziałam wzruszając przy tym ramionami. Sophia otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale w tym momencie jedna z pacjentek zrzuciła z regału szklaną szkatułkę. Dziewczyna poderwała się z miejsca podchodząc do kobiety i pokręciła z rezygnacją głową. Nie słyszałam co do niej mówi, szczerze mówiąc w tym gwarze nie słyszałam własnych myśli. Rozejrzałam się wzrokiem szukając Alice i Justina. Zmarszczyłam brwi nigdzie ich nie widząc. Alice pewnie była na badaniach, każdy nowy musiał je przejść. Ale gdzie był Justin? Wstałam i poszłam w głąb pomieszczenia. Chłopak siedział obok kilku osób, osób, które zazwyczaj sprawiały najwięcej problemów. Rozmawiali, śmiejąc się. Cholera, jeszcze nikomu nie udało się z nimi porozmawiać normalnie, bez zakucia ich w kajdanki lub kaftany przez dłużej niż minutę. On musi mieć coś w sobie.


~~
Dzień dobry, kochani :) co myślicie o nowym rozdziale? Jest trochę dłuższy od poprzednich, jednak nic się takiego nie dzieje, ale postaram się to jakoś wynagrodzić. Jak myślicie, co stanie się między Justinem a Demi? Polubią się? Myślicie, że Demi naprawdę mu się podoba?
A co najważniejsze.. Jest dużo wyświetleń, ale bardzo mało komentarzy. Dziękuję bardzo za każde wejście, 1000 wyświetleń to dla mnie bardzo, bardzo dużo. Dlatego mam prośbę, jeśli przeczytasz ten rozdział to napisz komentarz, może być to tylko zwykła kropka, uśmiech, cokolwiek. Nie chcę wymuszać komentarzy, chcę tylko zobaczyć ile osób to w ogóle czyta.
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział, ponieważ skończyły mi się ferie i chcę wziąć się za naukę, ale postaram się dodać do końca lutego. A wy macie ferie czy już mieliście? Miłego dnia :)
I jeszcze raz przypominam: JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ- SKOMENTUJ, Wystarczy zwykła kropka.
xx

niedziela, 8 lutego 2015

03. " Przyszedłem po ciebie, moja królewno "

- Sąd Najwyższy skazuje Justina Biebera na dwanaście miesięcy pracy społecznych w Szpitalu Psychiatrycznym. - wyrok. Tak, tak. Spojrzałem na twarz Jamesa, która ukazywała gniew, nienawiść, niedowierzanie. Miał nadzieję, że zamknął mnie za kratkami na dożywocie, a tymczasem mam przez rok wykonywać prace społeczne w jakimś psychiatryku. Bułka z masłem. - Wyprowadzić oskarżonego. - powiedział sędzia, stukając niewielkim drewnianym młotkiem. Wstałem z miejsca, a jeden z ochroniarzy wyprowadził mnie z sali.

~~~~

- Jak się czujesz? - Usłyszałam zatroskany głos, wcześniej mi nieznajomy. Z trudem uniosłam do góry ciężkie powieki i spojrzałam na postać, która ponownie przemówiła. - Odpoczywaj, jesteś pewnie wykończona. - Zamrugałam kilka razy przez co mój wzrok wyostrzył się. Obok mnie siedziała na łóżku dziewczyna. Miała długie blond włosy i błękitne oczy.
- K..kim jesteś? - Wychrypiałam i powoli usiadłam, łapiąc się za bolącą głowę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i cicho odetchnęłam, widząc, że jestem w swojej sali, na swoim łóżku. Ale zaraz... coś mi nie pasowało. Łóżko naprzeciwko mojego było wolne. Czy to oznacza...?
- Jestem Alice, będziemy współlokatorkami - westchnęła, odgarniając włosy do tyłu. Na jej prawym nadgarstku zauważyłam ślady po cięciu. Dziewczyna wstała i podeszła do okna po czym uchyliła je. Spojrzałam na nią marszcząc brwi. Skąd miała klamkę do okna? W każdej sali są one zabierane, dla bezpieczeństwa. - Jedna z pielęgniarek pozwoliła mi ją wziąć na jakiś czas - odpowiedziała na moje zadane w myślach pytanie, skinęłam głową, przetwarzając nowo przybyłe informacje. - Zajęłam dwie półki w szafie - powiedziała po chwili ciszy i usiadła na swoim łóżku, opierając się plecami o ścianę.
- Okej. - wymamrotałam tylko i ponownie opadłam na łóżko. Czułam się, jakby moja czaszka miała za chwilę rozlecieć się na milion kawałków. Cóż, to nie pierwszy raz odkąd tu jestem, powinnam się przyzwyczaić, ale tu zaskoczeniu, to zawsze będzie boleć tak samo. Przyzwyczajenie nic nie da. W normalnych okolicznościach przedstawiłabym się, uścisnęłabym dłoń blondynce. Jednakże tutaj nic nie jest normalne. Nie dbając o żadne zasady przyzwoitości czy kultury odwróciłam się twarzą do ściany, a tyłem do dziewczyny i zamknęłam oczy próbując pozbyć się wszystkich uczuć, tego całego bólu. Mimo przeszywającego bólu głowy wszystko w środku się we mnie gotowało. Żal, do rodziców, za to, że mnie tu zostawili. Nienawiść, do tego miejsca, do tych ludzi, do samej siebie. Niedowierzanie, przecież pobyt tutaj miał mi pomóc, a z każdym dniem jest coraz gorzej. Rozgoryczenie, myślałam, że zyskam sojusznika w nowym praktykancie. Nie wydawał się być z tych, którzy lecą na skargę, gdy tylko coś nie idzie po ich myśli. A jednak. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Alice.
- Odpoczywaj, pójdę do świetlicy. - Wymamrotała, a następne co usłyszałam przed zapadnięciem w głęboki, lecz niespokojny sen to skrzypienie drzwi.

Biegłam przez las. Było ciemno, a ja cały czas biegłam nie oglądając się za siebie. Coraz potykałam się o kamienie i gałęzie, które zostawiały ślady na mojej skórze, ale to nadało mi tylko tempa. 
- Nie uciekniesz ode mnie, Demi - usłyszałam głos, który rozchodził się ze wszystkich stron. - Jestem wszędzie, nie uciekniesz. - Powtórzył, a las przeszył jego okropny śmiech. Zaczęłam krzyczeć, płacząc. Dlaczego to ja? Poczułam jak potykam się o jakiś kamień i upadam a ciemność nadchodzi.

- Shh, Demi, już dobrze - wyszeptał wprost do mojego ucha kojący głos. - Już dobrze, jesteś przy mnie bezpieczna. Nie pozwolę cie skrzywdzić. - zapewnił po raz kolejny. Otworzyłam oczy. Nick. Na wpół leżałam w jego objęciach.
- Co ty... - powiedziałam tylko błądząc wzrokiem po jego twarzy. Tak bardzo za nim tęskniłam. Za jego głosem, dotykiem, zapachem. Za jego miłością.
- Co tu robię? - Zapytał, unosząc prawą twarz do góry. - Przyszedłem po ciebie, moja królewno. - Szepnął kojąco. Moje wszystkie troski odpłynęły. Liczyliśmy się tylko ja i on. - Gdy cię pocałuję będzie po wszystkim. - Powiedział, przybliżając swoją twarz do mojej, a ja oczekiwałam na ten boski pocałunek. Pocałunek, który był kluczem do wiecznego spokoju. Który miał zabrać mnie do nieba albo piekła. Przymrużyłam oczy, napawając się tą chwilą, gdy nagle poczułam silne dłonie zaciskające się na moich, a następnie potrząsające mną.

- Demi, obudź się! Och, dzięki Bogu. - Usłyszałam głos, którego właściciela nie zapamiętałam zbyt dobrze. Justin.

~*~

Dobry wieczór :) wiem, że rozdział nie grzeszy długością, jak zresztą zwykle, ale nie chcę was zanudzić już na samym początku. Jak myślicie, co Elisabeth zrobiła Demi? Myślicie, że będzie zła na Justina za to, że ją obudził? 
Do następnego xx

http://ask.fm/smajlx33

czwartek, 22 stycznia 2015

02. "Znowu się spotykamy."

- Elisabeth, mamy problem! - krzyknął Justin. Nie, nie, nie. Nerwowo przygryzłam dolną wargę i naciągnęłam rękawy na nadgarstki. Elisabeth pojawiła się w mgnieniu oka. Ignorując obecność Justina podbiegła do mnie i złapała mnie za ręce, podwijając rękawy. Odgłos uderzeń jej obcasów dzwonił mi w głowie.
- Demi, jak mogłaś znowu to zrobić? Przecież było już tak dobrze. - powiedziała wzdychając. Spojrzałam w jej oczy, w których jak świeczki zapaliły się iskierki złości i nienawiści. Wiedziałam już co mnie czeka. - Chodź, musimy to przemyć, bo może wdać się zakażenie - powiedziała i objęła mnie ramieniem. Spojrzała na Justina i lekko skinęła głową po czym wyprowadziła mnie z łazienki, zmierzając w stronę sali, nazywanej przeze mnie salą tortur.


KILKA DNI WCZEŚNIEJ


- Siema stary, masz to? - zapytał Jason, unosząc brew. Stałem oparty w parku o drzewo z kapturem naciągniętym na głowę. Skinąłem głową i bez słowa skierowałem się w jedną z ciemnych uliczek. Jason poszedł za mną. Rozejrzałem się, sprawdzając czy nikogo nie ma w pobliżu i wyjąłem z kieszeni dwa woreczki z białym proszkiem. Jason uśmiechnął się szeroko biorąc jeden i wysypał trochę na zewnętrzną część ręki. Ponownie się rozejrzałem po czym zrobiłem to samo. To było moje wybawienie. Zamknąłem oczy czując jak wszystkie moje mięśnie relaksują się pod magicznym wpływem kokainy. Uśmiechnąłem się do siebie, biorąc głęboki oddech i spojrzałem na Jasona. Uśmiechnął się znacząco po czym wyszliśmy z uliczki zmierzając do pobliskiego klubu. Głośna muzyka i zapach alkoholu wymieszanego z potem uderzyły do moich uszu i nozdrzy. Skierowaliśmy się z Jasonem w stronę stolika, gdzie zawsze siedzieliśmy. Gdy tylko zajęliśmy miejsce podeszły do nas skąpo ubrane dziewczyny. Jedna z nich, długonoga brunetka usiadła okrakiem na moich kolanach owijając ręce wokół mojej szyi. Kiedyś brzydziłbym się jej dotykiem, ale teraz było mi wszystko jedno. Bez słowa zepchnąłem ją ze swoich kolan i wstałem, łapiąc ją za rękę. Skierowałem się do łazienki przepychając się łokciami między ludźmi, gdy usłyszałem pisk i kilkakrotnie oddany strzał. Kurwa, gliny - jęknąłem w duchu. To nie mogło dziać się naprawdę. Puściłem dłoń dziewczyny i pobiegłem w stronę tylnego wyjścia. Czując silny podmuch wiatru na twarzy odetchnąłem i oparłem się o ścianę budynku uśmiechając się pod nosem.
- Ręce do góry, Bieber. Nie próbuj uciekać, jesteś otoczony. - Usłyszałem znajomy głos policjanta. Kurwa - przekląłem pod nosem i powoli otworzyłem oczy wolno unosząc ręce do góry. - Teraz już się nie wymigasz. - James, bo tak miał na imię policjant, uśmiechnął się szeroko. To nie było pierwsze nasze spotkanie. W przeszłości nasze drogi krzyżowały się kilka razy, ale za każdym razem nie miał nic na mnie i wychodziłem z tego czysto. Teraz jednak wiedziałem, że jestem w dupie. Wokół mnie zatoczyło krąg około dziesięciu policjantów, każdy z wycelowaną bronią w moją pierś. Spojrzałem na niego i stłumiłem w sobie chęć splunięcie mu w twarz.
- To co, Bieber? - James uśmiechnął się, chowając broń i wykręcając mi ręce do tyłu po czym zakuł je w kajdanki. - Znowu się spotykamy. Tym razem tak szybko się nie uwolnisz, już ja się tym zajmę. - Zaśmiał się, jakby to co powiedział było żartem wartym milion dolarów. - Rozejść się - rzucił w stronę innych i poprowadził mnie za ramię do radiowozu. Poczułem się jakby moja głowa ważyła co najmniej tonę. Zamknąłem oczy czując jak odpływam.

sobota, 6 grudnia 2014

01. "Elisabeth, mamy problem!"

Wczoraj minęły dwa tygodnie odkąd tu jestem. Wyszłam z sali i rozejrzałam się po korytarzu. Nikogo nie było, nic dziwnego, była dopiero 5 rano. Pacjenci spali na starych łóżkach nafaszerowani środkami uspokajającymi a pielęgniarki przysypiały nad sprawozdaniami. Westchnęłam pod nosem i poszłam do świetlicy. Usiadłam na parapecie przyciągając kolana do klatki piersiowej i spojrzałam przez okno. Widząc spadające z nieba płatki śniegu uśmiechnęłam się pod nosem. Oparłam głowę o kolana, przymykając oczy. - Wszyscy pacjenci są wzywani do głównej sali. - obudził mnie głos płynący z głośników. Wyprostowałam się i sennym wzrokiem rozejrzałam po świetlicy. Wszyscy pacjenci wychodzili z niej, kierując się do wskazanego miejsca. Wstałam z parapetu i ruszyłam za nimi. Stanęłam z tyłu, opierając się plecami o ścianę. Obok mnie stał facet w podeszłym wieku, z rękoma w kajdankach. Gwałciciel. - Witam was, moi drodzy - powiedziała właścicielka szpitala, Elisabeth. Była to kobieta w podeszłym wieku, miała krótkie blond włosy, które idealnie pasowały do jej niebieskich oczu. Nienawidziłam jej z całego serca. To przez nią tutaj jestem, przez nią jestem w tym piekle. - Mam przyjemność przedstawić wam naszego nowego pomocnika, Justina. - uśmiechnęła się wskazując na wysokiego bruneta, stojącego obok niej. Zmierzyłam go wzrokiem. Był przystojny, miał brązowe oczy, zupełnie tak jak on. Nie Demi, nie myśl o nim. On był złym człowiekiem - skarciłam się w myślach za powrót do przeszłości. Wycofałam się tak, aby nikt mnie nie widział i wróciłam do sali. Położyłam się na łóżku i wzięłam głęboki oddech.

  - Demi, skarbie - Nick zaśmiał się gdy usiadłam mu na kolanach zasłaniając tym samym ekran telewizora, na którym rozgrywał się mecz koszykówki. Owinęłam ręce wokół jego szyi mocno się w niego wtulając. - Kocham Cie, Nick - szepnęłam cicho do jego ucha, delikatnie przygryzając płatek. - Ja ciebie też księżniczko - odszepnął i pocałował mnie we włosy. 

Zacisnęłam powieki czując łzy na policzkach i przygryzłam wnętrze policzka. Jego już nie ma. Nie ma. - powtarzałam sobie w myślach, lecz to tylko pogarszało sprawę. Usiadłam i podeszłam do drzwi. Nikogo nie było słychać, to dobrze. Zakluczyłam je i wyjęłam spod materaca łóżka żyletkę. Usiadłam za łóżkiem i przejechałam ostrzem po nadgarstku, robiąc głębokie rany. Po moich policzkach spływało coraz więcej łez, a z nadgarstka ciekło coraz więcej krwi. Podwinęłam rękaw swetra na długiej ręce, gdy usłyszałam szum na korytarzu. Nie, nie, nie. Nie mogą mnie tu zobaczyć. Poderwałam się w miejsca ignorując lekkie zawroty głowy i schowałam żyletkę. Naciągnęłam rękawy na nadgarstki i przekręciłam zamek w drzwiach. Wyszłam na korytarz i nerwowo rozejrzałam się, sprawdzając czy nie ma tam żadnej z pielęgniarek. Odetchnęłam, gdy jeden z pacjentów wszczął bójkę i niezauważenie przeszłam do łazienki, wykorzystując zamieszanie. Podeszłam do umywalki i odkręciłam kurek z zimną wodą, podstawiając nadgarstek pod strumień wody. Odetchnęłam czując ulgę. - Wszystko w porządku? - nagle usłyszałam nieznajomy głos. Powoli odwróciłam się w stronę, z której dochodził. Justin. Wyglądał na zdezorientowanego, gdy spojrzał na krew na umywalce. Szybko pojął o co chodzi i zanim zdążyłam zaprotestować wyszedł z łazienki. - Elisabeth, mamy problem!


 ~*~ 
Dzień dobry kochani! Jak Wam mija dzisiejszy dzień? Dostaliście już coś od Mikołaja? :) No i mamy pierwszy rozdział, jak się podoba? Wiem, że trochę krótki, ale nie chciałam Was zanudzać już na samym początku. Jak myślicie, co wydarzy się między Demi i Justinem? :)

piątek, 19 września 2014

0. Prologue

Nienawidzę życia. Nienawidzę siebie. Jestem tu już drugi tydzień a nic się nie zmienia. Dlaczego? Dlaczego nikt się mną nie zajmuje? Dlaczego każdy ma mnie gdzieś? Zresztą. Nieważne. Nie obchodzi mnie to. Mam nadzieję, że któregoś dnia będę miała dość odwagi i zrobię to. Zabiję się. Pewnie teraz myślisz co ze mną nie tak? Jestem w psychiatryku. Próba samobójcza. Anoreksja. Samookaleczenie. Mówi ci to coś? Nie? To moje życie. Każdego dnia jestem bliżej śmierci. Już nie ma dla mnie nadziei. Jedyne czego chcę to umrzeć. Chcę śmierci.